sobota, 24 maja 2014

Doleciałam na Korfu! :)


Witam po przerwie, już z rajskiej wyspy Korfu. Animacja przebiega tutaj tak intensywnie, że nie miałam nawet pięciu minut, aby przysiąść i opisać swoje wrażenia. Zapraszam na post pełen zdjęć z wyspy.

Wylot o trzynastej z Katowic we wtorek, na lotnisku byłam punkt jedenasta. Bardzo przykro to mówić, zwłaszcza na początku posta, ale jestem bardzo rozczarowana zachowaniem polskich turystów. Wyścigi do check-in oraz stanie w kolejce tak blisko siebie, że praktycznie się na sobie leży, wcale nie przyspiesza odprawy. Wręcz zwiększa intensywność pracy pani , która w kółko prosi o nieprzekraczanie czerwonej linii namalowanej na ziemi około dwa metry od bramek. Nikt też do tej pory nie prosił mnie o wpychanie się do kolejki, bo te „bezczelne” rodziny z małymi dziećmi próbują przejść pierwsze! Koniec dygresji… przejdźmy do tematu. Na lotnisku było niemałe zamieszanie i muszę uprzedzić przyszłych animatorów, że nikt nie będzie na was czekał z kartką z imieniem i nazwiskiem :D. Poradziłam sobie w ten sposób, że znalazłam dwójkę innych animatorów, a następnie dwóch rezydentów z mojej firmy, którzy zajęli się nami i po trzech godzinach czekania na lotnisku (nie jest to takie straszne, na jakie wygląda, właściwie to spędziliśmy miło czas razem) każdy z nas wsiadł do właściwego mu autokaru i udał się do hotelu. Grecja zaskoczyła mnie krętymi i wąskimi drogami, trudnymi do przebycia dla giganta, jakim jest autokar. Cały czas miałam wrażenie, że za chwilę przewrócimy jakiś śmietnik czy skuter stojący na poboczu, w efekcie jednak, niewielki dystans od przydrożnych drzew i krzewów okazał się zaletą, ponieważ przy głębokim westchnieniu całego autokaru, kierowca wyciągnął rękę za okno, zerwał parę kwiatków, a następnie wręczył mi z uśmiechem. W dobrych nastrojach wszyscy wysiedli z autokaru i udali się do recepcji, gdzie zostałam później zaskoczona tym, że nikt nie wiedział o moim przyjeździe. Przydzielono mi pokój na jedną noc, a następnie kazano radzić sobie samej. Znalazłam więc szybko team animacyjny, a to z kolei dostarczyło kolejnych wrażeń, gdyż okazało się, że wszyscy są Włochami i mówią między sobą tylko po Włosku! Co prawda, później znalazłam jeszcze dwie Niemki, jednakże nadal we trójkę liczymy na to, że reszta teamu zmieni swoje zwyczaje i zaczniemy w grupie rozmawiać po angielsku.

Następnego dnia miałam dużo szczęścia, gdyż znalazłam w hotelu naszą Grecosową rezydentkę, z którą, jak się okazało, mamy bardzo wiele wspólnego. Od razu zapisała mnie na wycieczkę i wyjaśniła pokrótce moje obowiązki w hotelu. Wycieczka? Ale jak to? Tak, tak, animatorzy jeżdżą na wycieczki, przynajmniej z tego biura :). Na początku mamy odbyć wszystkie dostępne w ofercie, aby potem opowiadać o nich turystom i zachęcać ich do zakupu, potem zdarza się nam jeździć, gdy potrzebny jest animator do zajmowania się dziećmi na statku albo zapewniania rozrywki gościom znudzonym dwugodzinnym rejsem.

W ramach mojej pierwszej wyprawy udałam się na wyspy Paxos i Antypaxos. Widoki były zachwycające, starałam się uchwycić je na zdjęciach, jednak nie oddają one w pełni tego, jak jest tam pięknie! Muszę powiedzieć, że jeszcze nie widziałam tak krystalicznie czystej wody. Oprócz wspaniałych widoków, miałam także okazję do poznania załogi statku, którym płynęliśmy. Kapitan zachęcił mnie nawet do poprowadzenia maszyny. Myśląc, że na ten czas włączyli autopilota, czy co oni mogą tam mieć, z okrzykiem Viva Albania! skręciłam ster maksymalnie w prawo… oczywiście okazało się, że zmieniłam znacznie kurs rejsu, na szczęście nie był to problem :D. Nie mogę doczekać się kolejnej wycieczki!

Co do samej animacji, jak już napisałam na początku posta, jest ona tutaj bardzo intensywna. Codziennie kończymy o drugiej w nocy, ponieważ po pracy musimy przećwiczyć układy taneczne do show w przyszłym tygodniu. Zawsze, kiedy słyszałam o animatorach pracujących do późna, nie mogłam uwierzyć w to, jak oni potem funkcjonują, jednak teraz myślę, że w poprzedniej pracy też siedziałam do drugiej, trzeciej, czwartej w nocy, a o ósmej musiałam już wstać i nie było to wcale takie straszne, po prostu spędzałam wtedy czas w inny sposób. Pamiętajcie, że człowiek potrzebuje około siedmiu godzin snu. Jeżeli zaczynacie pracę o dziesiątej rano (a tak przeważnie jest), to możecie wstać o dziewiątej. Ewentualnie dospać swoje w ciągu dnia. My wykorzystujemy na to dzień wolny.


Muszę powiedzieć, że bardzo mi się tu podoba i jestem pewna, że cztery miesiące zlecą szybko, jednak z drugiej strony bardzo tęsknię za domem. Staram się o tym nie myśleć, bo wiem, że kiedy wkrótce się tutaj zaklimatyzuję, czas upłynie jak z bicza strzelił :D. Tą optymistyczną myślą kończę dzisiejszego posta i pozdrawiam was ciepło, do usłyszenia!

poniedziałek, 5 maja 2014

Co dalej?

Na wstępie proszę wybaczyć mi chwilową nieobecność, jednak po ostatnim poście postanowiłam odezwać się dopiero wtedy, kiedy będę miała jasną sytuację odnośnie pracy w tym sezonie. Mimo wielu przeciwności dostałam robotę w Grecos Holiday i wkrótce lecę do Grecji. Będzie więcej postów i zdjęć odnośnie animacji, a od września na blogu pojawiać się będzie więcej artykułów na temat studiowania za granicą. :)

Wkrótce pojawi się też post na temat castingu Rainbow Tours, na którym miałam okazję się ostatnio pojawić, a o którym ciężko znaleźć informacje w internecie.

Pozdrawiam wszystkich i do usłyszenia!

piątek, 21 marca 2014

Jak wygląda casting Stageman?


   Witajcie! W najbliższą niedzielę wybieram się na kolejny, już trzeci w moim życiu, casting Stageman w Warszawie. Dostałam już od nich kategorię A, jednak liczę na spotkanie pracodawcy i podpisanie kontraktu, trzymajcie kciuki! W związku z powyższym przyszło mi do głowy, aby opisać, jak wygląda taki casting i wspomnieć, co zrobić, aby wypaść na nim dobrze. Zapraszam do lektury.
Słowem wstępu, czym jest ten cały Stageman:

STAGEMAN to lider animacji czasu wolnego w Europie. Prowadzimy pratyczne warsztaty animacyjne, na których wzoruje się cała branża. Doradzamy najważniejszym biurom podróży i sieciom hotelowym w Europie. Obsługujemy takich Klientów jak: Neckermann, Sun & Fun, Thomas Cook, Wezyr, Play, Walt Disney, Castrol, Lotto, TVP 1, Warner Bros i inni. Współpracowaliśmy także z Rządem Hiszpanii, Kancelarią Prezydenta Bronisława Komorowskiego, największą organizacją piłkarską na świecie i Ambasadą Izraela oraz Słowacji.
(więcej informacji znajdziecie na ich stronie internetowej)


   Kilkadziesiąt razy w roku firma organizuje kursy animacji w miejscowościach w całej Polsce. Jeżeli naprawdę zależy wam na wyjeździe z tą firmą, warto zrobić ten kurs i otrzymać dyplom. Dlaczego napisałam, że z tą firmą? Ponieważ tak naprawdę samym hotelom, kiedy szukacie pracy indywidualnie, nic ten papier nie mówi… Nie powinno to nikogo zaskoczyć, niestety wiele sieci uważa, że równie dobrze taki dyplomik moglibyście sobie sami wydrukować w domu i napisać na nim swoje nazwisko. Jednakże, jeżeli wybieracie się na casting, powiedziałabym, że kurs jest obowiązkowy do zrobienia. W zeszłym roku ze względu na pewne okoliczności, nie miałam okazji zrobić kursu przed castingiem i wybrałam się na niego trochę „na żywioł”. Co usłyszałam na miejscu? „Super, że mówisz w dwóch językach, masz osobowość na animatora, ale nie masz kursu. No, to trzymaj się”.
   W tym roku pojechałam na ich pierwszy casting, który odbywał się w Bielsko-Białej. Znając już wszystkie etapy takiego wydarzenia i wiedząc, czego mam się spodziewać, postępowałam według schematu, trzymając już dyplom w ręku. Jedynym minusem wszystkiego było to, że na miejscu nie było pracodawcy zza granicy, a jeszcze jest dużo czasu przed sezonem, dlatego ciężko ubiegać się o jakiekolwiek oferty pracy.
   Przejdźmy już do ścisłego info, bo ciężko mi się posługiwać niektórymi informacjami w tekście, które mogą osobie zielonej w temacie kompletnie nic nie mówić :D. Casting przeważnie podzielony jest na cztery części i to o nich teraz będziemy pisać.

1.       Generalna prezentacja firmy, czyli gadanie o tym, o czym usłyszeliście już i tak wcześniej na kursie :D

2.       Próby taneczne

   W tym miejscu jesteście dzieleni na grupy. Jeden z trenerów pokazuje grupie układ taneczny, a cała reszta ma go naśladować. W tym czasie jury przegląda wasze arkusze zgłoszeniowe, które oddaliście przed castingiem i robi na nich notatki.Jeżeli nie jesteście za dobrzy w poruszaniu się, z moich obserwacji mogę powiedzieć, że uśmiech dużo pomaga. Wydaje mi się, że jeżeli macie frajdę z tego, co robicie i widać to na waszej twarzy, jury powinno to zanotować i pozytywnie was zapamiętać. 

3.       Odgrywanie scenek

   Ponownie ucestnicy są dzieleni na grupy i zajmują rząd krzeseł naprzeciwko jury. Pierwszym zadaniem jest wysłuchanie jednego z trenerów, jakie emocje musicie teraz zagrać, a potem zagranie tych właśnie emocji. Przeważnie wygląda to tak, że trener mówi na przykład „rozpacz” i nagle wszyscy padają na ziemię i zaczynają płakać. Albo na odwrót, podana jest „euforia” i cała grupa skacze pod sufit. Na moim ostatnim castingu w powietrze wyleciały dwa krzesła, uważać na głowy!
   Drugie zadanie to odgrywanie scenek. Uczestnicy odczytywani są kolejno po numerach, gdzie pierwszy numer musi zacząć jakąś scenkę, a pozostałe do niej dołączać i w jakiś sposób ją rozwinąć. Tutaj bardzo ważne jest, co zrobi pierwszy numer, bo nieraz zdarza się, że ktoś zrobi cos totalnie niekreatywnego, co ciężko jest rozwinąć.  Inna sprawa jest taka, że wiele osób trochę źle interpretuje to zadanie i zamiast scenkę rozwinąć, próbują naśladować poprzednie osoby. Dam tutaj przykład: wychodzi pierwsza osoba i zaczyna udawać, że pływa. Wychodzi druga osoba i pływa sobie obok. Do czego to prowadzi? Przeważnie do tego, że wszystkie kolejne osoby pływają bez sensu i wszyscy, włącznie z jury, czekają tylko na to, aż scenka się skończy. Więc teraz o tym, jak można było to ciekawie rozwinąć: druga osoba udaje, że jest piranią i zaczyna gonić tę pierwszą. Trzecia osoba z kolei zaczyna wędkować. Czwarta jest policjantem, który postanawia sprawdzić, czy ta trzecia ma licencję i tak dalej, i tak dalej. W ten sposób wychodzi z tego jakaś historyjka, nierzadko ze śmiesznym zakończeniem, z którego ubaw mają i jury i pozostałe grupy. 

(rozmowy indywidualne, o których piszę poniżej, zaczynają się od 1:00)

4.       Rozmowy indywidualne

   Jest to według mnie najłatwiejsza część, ponieważ w poprzednich mamy dość dużą widownię w postaci innych grup, co, przynajmniej dla mnie, jest bardzo stresujące. Podczas rozmów indywidualnych wchodzimy do sali, w której mamy cztery stoliki (trzy, jeżeli nie ma pracodawcy). Przy każdym stoliku siedzi jury i najprawdopodobniej stoi przed nim jakiś uczestnik castingu.
  Podchodzimy do pierwszego, gdzie jury daje nam przeróżne zadania. Tutaj trzeba wykazać się kreatywnością, ale nie bójcie się tego słowa, bo nikt nie będzie od nikogo oczekiwał cudów czyli wymyślenia żartu na miarę kabaretu  przeciągu kilku sekund. Zadania mogą zupełnie was zaskoczyć: udawanie bigosu, pokazanie przerażającej sceny z waszego ulubionego serialu, sprzedawanie telefonu, zrobienie szpagatu. Jeżeli czegoś nie umiecie, pod żadnym pozorem nie wolno wam stanąć i powiedzieć, że nie dacie rady. Trzeba robić cokolwiek. Zdarzyło mi się, że poproszono mnie o tańczenie Dancehallu. Na parkiecie ruszam się jakby poraził mnie prąd (czyli bardzo źle), a o Dancehallu nie mam zielonego pojęcia, dlatego stanęłam nisko na nogach i wymachując rękoma zaczęłam podrygiwać ”joł joł joł joł”. Miny jurorów były bezcenne, a parę osób z tyłu się śmiało, jednak koniec końców, nie poszło mi źle. Z kolei inna dziewczyna poproszona o zrobienie szpagatu, położyła ręce na ziemi i powiedziała, że to jest szpagat ręczny. Z każdej sytuacji da się wybrnąć, ważne jest właśnie, aby pokazać, że jest się pewnym siebie i nie boimy się powygłupiać przed ludźmi.
   Przy drugim stoliku jesteście pytani o zarobki, które by was satysfakcjonowały, o doświadczenie, dlaczego chcecie pracować w animacji i tym podobne.
   Przy trzecim stoliku odbywacie rozmowę kwalifikacyjną po angielsku. Podobno zdarza się też po niemiecku, ale ciężko mi powiedzieć, ponieważ nigdy nie słyszałam o takim przypadku, a sama po niemiecku nie potrafię powiedzieć ani słowa. Mówię biegle po francusku, jednak nikt nigdy nie próbował tego sprawdzić. Tutaj też rozmawiacie o tym, kiedy możecie pracować. Muszę powiedzieć, że w tym momencie możecie dość jasno wyczuć, jak wam poszedł cały casting. Usłyszycie wstępny werdykt, który może nie być wyrażony zbyt klarownie, ale daje dużo do myślenia.
    Ostatni stolik, czwarty, to stolik, przy którym pojawia się pracodawca zza granicy. Jesteście zaproszeni (bądź może skierowani) do niego, jeżeli wypadliście dobrze na castingu, a wasza dostępność wpisana w zgłoszenie odpowiada pracodawcy. W tym miejscu prowadzicie negocjacje na temat warunków waszej umowy i dostajecie ofertę pracy, a na koniec podpisujecie kontrakt. Nie byłam jeszcze w takiej sytuacji, ponieważ rok temu nie miałam kursu, a w tym roku na castingu nie było żadnego pracodawcy. Liczę na szczęście w niedzielę!

    To by było na tyle. Postanowiłam napisać ten post, ponieważ sama przed castingiem rok temu naczytałam się bzdur w Internecie, że trzeba samemu wychodzić na środek i przygotować wcześniej jakiś występ (?!) i pokazać go przed wszystkimi. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że taki casting odbywa się w firmie Prostaff, gdzie dodatkowo musicie płacić prawie 1000 zł za „tłumaczenie dokumentów”. W każdym razie, mam nadzieję, że rozjaśniłam sprawę tym, którzy na casting wybierają się w najbliższym czasie.
Pozdrawiam i czekam na wasze komentarze, czy może byliście na castingu, jakie macie obawy i co was w związku z takim castingiem spotkało. :)
Do przeczytania!

wtorek, 18 marca 2014

Fakty i mity na temat Kultury Arabskiej


Arabowie są brudni, gwałcą, kobiety zamykają w klatkach, a jak przyjeżdżają o Europy to tylko by sprzedawać kebaby i napadać na kioski – na takie smaczki można się natknąć w polskim Internecie a także podczas niektórych rozmów ze znajomymi. Obalimy dzisiaj kilka mitów oraz potwierdzimy parę domysłów. Zapraszam do lektury.

 Arabowie nigdy nie piją alkoholu


Fałsz. Jeżeli chodzi o bardziej restrykcyjne państwa jak Arabia Saudyjska czy Zjednoczone Emiraty Arabskie to rzeczywiście, picie alkoholu jest tam niezgodne z prawem, natomiast w Egipcie wiele razy widziałam mieszkańców spożywających alkohol, a piwo można kupić w każdym spożywcza ku (wbrew zapewnieniom przed wyjazdem, że w Egipcie nie da się znaleźć alkoholu w żadnym sklepie). Muszę się jednak zgodzić z tym, że spożywanie go jest dużo bardziej ograniczone niż w Europie – kiedy z polecenia hotelu zorganizowaliśmy imprezę na plaży w celu wypromowania plażowego baru, spotkaliśmy się z wielkim rozczarowaniem, ponieważ wszystkie arabskie rodziny przyszły z małymi dziećmi i zamiast się bawić, usiadły przy stolikach i na siedmioosobową familię zamawiały jedną dużą butelkę wody. 

Blondynka w kraju arabskim spotka się z dużym zainteresowaniem


Prawda. Oczywiście ciężko mi się wypowiedzieć co do porywania kobiet o takim kolorze włosów, jednak coś w tym jest, że Arabowie wolą blondynki. Mój kolega z grupy animacyjnej wielokrotnie namawiał mnie, a potem moją równie ciemnowłosą koleżankę Geniyę do rozjaśnienia włosów. Mimo jego zapewnień, że będziemy wyglądać świetnie, żadna nie uległa. ;)

Wszystkie muzułmanki są zniewolone przez swoich mężów, a higab noszą z ich rozkazu


Fałsz, fałsz, fałsz! Obecnie w wielu państwach arabskich kobiety odchodzą od noszenia nakrycia głowy i długich rękawów, a ich styl ubierania się bardziej przypomina modę ze Stanów czy Europy. Jeżeli już decydują się na zakrywanie swojego ciała, to jest to ich własny wybór i opowiadają o tym z dumą. Nikt tu nie jest zniewolony czy do czegoś zmuszany.


 Każdy Arab jest bardzo oddany swojej religii i modli się 5 razy dziennie


Fałsz. Zacznijmy od tego, że nie każdy Arab jest muzułmaninem, to po pierwsze. Po drugie, mało kto tak naprawdę znajduje czas na modlitwę pięć razy dziennie.




Kiedy kupujesz coś od Araba, obowiązkowo musisz się potargować


Prawda. Nie powiedziałabym, że obowiązkowo, w końcu to wybór klienta, czy kupi coś po nieproporcjonalnie wysokiej cenie do jakości, jednak warto przed zakupem czegokolwiek policzyć 30 procent od podanej ceny i powiedzieć, że tyle zgodzimy się zapłacić. Zgodnie z zasadą, żeby zawsze żądać więcej, niż tak naprawdę chce się osiągnąć, drogą targowania powinniśmy dojść do zadowalającego 50 procent ceny początkowej i tyle dokładnie zapłacić.


Ramadan jest absurdalnym świętem, które polega na głodzeniu się w oddaniu Allahowi


Fałsz. To chyba mój ulubiony mit, ponieważ sama w niego wierzyłam i byłam bardzo zdziwiona, jak rzeczywistość odbiegała od moich wyobrażeń. Na podstawie wielu rozmów z Egipcjanami oraz turystami z Arabii Saudyjskiej dowiedziałam się, że to święto służy bardziej utożsamianiu się z biednymi ludźmi, których nie stać na podstawowe dobra jak woda i jedzenie. Przez cały miesiąc Arabowie nie tylko wstrzymują się w ciągu dnia od jedzenia i picia, ale także bardzo aktywnie biorą udział we wszystkich akcjach charytatywnych. Jedną z nich jest ustawianie długiego rzędu stołów na jednej z głównych ulic Kairu i przynoszeniu w to miejsce żywności dla biednych.


Wszyscy muzułmanie zjednoczeni są w „świętej wojnie” i popierają napaście na wyznawców innej religii


Fałsz. Tak naprawdę większość z nich jest przeciwko atakom terrorystycznym o podłożu religijnym, czy o jakimkolwiek innym. Widoczne to było zwłaszcza podczas rewolucji w Egipcie w zeszłym roku, kiedy znaczny procent obywateli popierało działania armii mającej na celu stłumienie działalności Bractwa Muzułmańskiego.



 Arabowie nie dbają o czystość tak jak Europejczycy


Niestety, ale muszę napisać, że to prawda. Nie są to duże różnice, bo i u nas znajdą się takie kwiatki, co wywożą śmieci do lasu, ale jednak ogólne zaniedbanie środowiska jest widoczne. W Hurghadzie ciężko znaleźć metr kwadratowy bez ani jednego papierka na chodniku (o ile oczywiście mamy szczęście i znajdziemy chodnik), a na pustyni codziennie wraz z powiewem wiatru widzimy całe worki fruwających śmieci. W tym miejscu czas na anegdotkę usłyszaną od Geniyi, która za chłopaka miała Egipcjanina. Któregoś dnia zauważyła przerażona, jak jej luby wyrzuca worek śmieci przez okno. Kiedy zapytała go, co on do cholery wyprawia, odparł zdumiony, że o co jej chodzi, przecież i tak zaraz wiatr wszystko zwieje.



Kobiety w kulturze arabskiej traktowane są przedmiotowo i z ograniczonym szacunkiem


Prawda. Nie powiedziałabym, że Arabowie zupełnie nie mają do nich szacunku, jednak ich kultura traktowania kobiet znacznie różni się od naszej. Przez siedem miesięcy ani razu nikt mi nawet nie otworzył drzwi, natomiast wielokrotnie toczyłam walki z kolegami o zachowanie dystansu jeżeli chodzi o kontakt cielesny. Klepnięcie koleżanki w tyłek według nich jest „komplementem” i nie mamy prawa się o to obrazić.


Kobiety nadają się tylko do sprzątania, gotowania i wychowywania dzieci


Fałsz. Może być to zaskakujące, biorąc pod uwagę, co przed chwilą zostało uznane za fakt, jednak kobiety w kulturze arabskiej mają dość specjalne położenie. Nikt nie uważa, że nadają się one tylko do prowadzenia domu, a mimo to wiele z nich ostatecznie decyduje się na takie życie. Dlaczego? Uważają to za swój obowiązek i , poniekąd (przynajmniej takie było moje wrażenie), dar od Boga na otrzymanie tej możliwości. Kultura Arabska nadal jest dosyć konserwatywna, chociaż obecnie wiele kobiet wybiera się na uniwersytety i robi karierę.


Wielu Arabów ma przynajmniej 3 żony


Fałsz. Zdecydowana większość posiada jedną żonę, a powód jest prosty – na większą ilość ich nie stać. Każda żona musi być traktowana dokładnie tak samo, co powoduje ogromne koszta, na które niewielu może sobie pozwolić. Spotkałam tylko jednego Araba, który miał aż trzy żony i mnóstwo dzieci. Nie rozmawiałam z nim zbytnio na ten temat, ponieważ już w momencie, gdy go poznałam, chciał żebym została jego czwartą partnerką i musiałam szybko uciekać. :)


Kiedy Polka wychodzi za Araba, jest traktowana jak śmieć


Fałsz. Niestety jest to często powtarzany u nas mit, głównie przez media opowiadające niestworzone historie o porwanych Polkach, zniewolonych w krajach arabskich. Myślenie w ten sposób jest idiotyczne, spotkałam na swojej drodze kilka par Europejka+Egipcjanin, które były szczęśliwe ze sobą, a ich związki oparte były na wzajemnym zaufaniu i szacunku. Natomiast wiara w opowiastki sprzedawane przez Super Expresy, Fakty i inne tego typu może nas skłonić do refleksji, co my byśmy pomyśleli o swoim narodzie, gdybyśmy opierali wiedzę tylko na artykułach z taniej prasy. Doszłam do wniosku, że wyglądamy jak naród dzieciobójców.

To już wszystko co przygotowałam na dzisiaj, czekam na wasze opinie oraz inne mity, które gdzieś zasłyszeliście i chcecie się nimi podzielić. J
Post kończymy humorystycznym akcentem, czyli obrazkiem, który znalazłam parę dni temu w sieci. Jak czuje się turystka w Hurghadzie? Właśnie tak: 
tłum. Mozza - piękna, 7abibti - kochanie



czwartek, 6 marca 2014

Pierwsze dni w hotelu czyli czego spodziewać się jako początkujący animator


     Witajcie wszyscy! Zabieramy się zatem za temat animacji hotelowej, a zaczniemy w zasadzie „od środka” czyli od dnia kiedy pierwszy raz pojawiłam się w Egipcie i zaczynałam swoją pracę. Co może początkującego zaskoczyć i jakie może on mieć obawy? Tego dowiecie się w poniższym poście.
Na wstępie chciałam zaznaczyć, że nie wyjeżdżałam z żadnym biurem ani agencją animatorów. Moja oferta pracy pojawiła się tak naprawdę przypadkiem, ponieważ na kursie animacji poznałam dziewczynę, która już była w kontakcie z moją szefową i przekazała jej mój profil na facebooku. W ten sposób nawiązałam kontakt z firmą, o której nie wiedziałam dosłownie nic i nie miałam z nimi podpisanej umowy. Przedsięwzięcie było niesłychanie ryzykowne, ale na podstawie popularnego fanpage na portalu społecznościowym obejrzałam zdjęcia grupy animacyjnej, do której miałam trafić, i zaczęłam szukać biletów na podróż. Już myślałam, że nie wybiorę się w ogóle – bilety last minute okazały się nie tak tanie, jak się spodziewałam: oscylowały w granicach dziewięciuset złotych. W czwartek rano obudziłam się i postanowiłam ostatni raz zadzwonić do biura podróży i zapytać o ceny przelotu. Sześćset złotych już w zupełności mnie satysfakcjonowało, zadzwoniłam więc do koleżanki z kursu i zabukowałyśmy dwa bilety dla siebie, a następnego dnia rano byłyśmy już na podkładzie.

Bardzo dawno nie leciałam samolotem, dlatego miałam szczęście, że podróżowałam z koleżanką – bez niej zgubiłabym się na lotnisku (nie żartuję). Kiedy już siedziałyśmy zapięte w pasy a samolot zaczął wznosić się w powietrze, obydwie spojrzałyśmy za okno na oddalający się widok Warszawy, a przez myśl przeszło mi: „Boże, co najlepszego zrobiłam”. Przysięgam, w jednej sekundzie nabrałam przekonania, że podjęłam najgorszą decyzję w swoim życiu i chcę natychmiast wracać do domu. Na następnych parę godzin próbowałam o tym zapomnieć, jednak nie pomógł fakt, że na lotnisku… nikt na mnie nie czekał. Upał był niemiłosierny, pierwszy raz oddychałam takim suchym powietrzem. Ja nie miałam egipskiego numeru telefonu ani aż tyle środków, by zadzwonić do szefowej i zapytać, co się dzieje. Po raz kolejny dziękowałam niebiosom, że jestem ze znajomą, ponieważ przyjechała po nią Polka zamężna z Egipcjaninem, która znała moją szefową osobiście i zaproponowała, bym została u nich i poczekała. Atmosfera nieco się rozluźniła, nikt do tamtej pory nie sprzedał mnie za wielbłąda, jednak po trzech godzinach zjawił się mój szef o groźnie brzmiącym imieniu Armen. Moja koleżanka z Polski została na miejscu, a ja wsiadłam z nim do samochodu i zastanawiałam się przerażona, co będzie dalej. Jak się później okazało, facet z czystej troski i dobroci serca, zaproponował, żebym coś zjadła i kupił mi mnóstwo jedzenia, kiedy poprosiłam o jedną kanapkę. Do dzisiaj nie potrafię do końca wytłumaczyć toru swojego rozumowania, ale byłam tak przestraszona, że ubzdurałam sobie, że mój szef chce mnie sprzedać do haremu i właśnie próbuje mnie utuczyć, ponieważ Araby wolą panie przy kości, a swego czasu byłam dosyć szczupła. Wsiedliśmy jednak z powrotem do samochodu i po jakimś czasie dojechaliśmy do hotelu. Nigdy dotąd nie widziałam na żywo pustyni, dlatego jak podczas podróży jak oczarowana oglądałam piasek przez okno, a Armen spoglądał na mnie jak na wariatkę. Co mnie zdziwiło, to prędkość, z jaką jechaliśmy po autostradzie wyglądającej na nieskończoną – 160 kilometrów na godzinę w okolicy śmieci po budowie i nierównej nawierzchni to nie jest nieodczuwalna prędkość.

Dopiero po paru godzinach spędzonych na zwiedzaniu hotelu i oczekiwaniu na resztę animatorów, kiedy skończą pracę, szef animacji Martin postanowił zabrać mnie do wynajmowanego mieszkania w miejscowości dalej o nazwie Safaga. Miejsce, które prezentowane było w jego opowieściach jako nowy i schludny budynek, okazało się żałosną speluną pod powłoczką kurzu, brudu i piasku, z odorem siana w każdym pomieszczeniu. Tego dnia czekało mnie jeszcze wiele innych niespodzianek takich jak pierwszy raz widziane wielbłądy na ulicy, szalony ruch drogowy, gdzie każdy może jechać pod prąd 140 kilometrów na godzinę, bez świateł i w środku nocy, wszędzie kobiety w higabach, napisy po arabsku i ten okropny upał. Myślę, że ten cały szok kulturowy, który przeżywałam, był powodem, dlaczego nie mogłam zrozumieć ani słowa po angielsku. Parę dni wcześniej zdawałam maturę ustną, która poszła mi bardzo dobrze, natomiast na miejscu ni mogłam wyłapać nawet pojedynczego słowa z konwersacji, które prowadzili znajomi z mojej grupy animacyjnej. Miałam nadzieję iść spać, obudzić się następnego dnia rano we własnym łóżku i przekonać się, że to był tylko zły sen.

Oczywiście tak się nie stało, a następnego dnia rano otrzymałam swój uniform i zaczęłam się uczyć, jak prowadzić przeróżne zajęcia. Miałam szczęście, ponieważ hotel, w którym początkowo pracowałam, był świeżo otwarty i zasadniczo nie mieliśmy gości. Z jednej strony była to zaleta, z drugiej jednak istnieje część pracy animatora, w której brak gości jest wielką wadą – guest contact. Na czym polega? Znajdujesz ofiary na basenie bądź tarasie przed restauracją, podchodzisz do nich i zaczynasz nawijać o głupotach. Jeżeli hotel jest pełny, zawsze znajdzie się to piętnaście, dwadzieścia pięć procent gości, którzy sami zabiegają o kontakt z animacją. Rozmawia się z nimi łatwo, dużo opowiadają o sobie. Jeżeli jednak hotel jest prawie pusty, szef stoi nad tobą i zmusza cię do podejścia do pary celebrującej romantyczny wieczór. Wtedy wydawało mi się to „jakieś nienormalne” – że niby mam im przerywać, jak siedzą koło siebie i prawie wpychają sobie języki do gardeł? Co jest w tym wszystkim najzabawniejsze? Że po paru miesiącach pracy nie widzę w tym nic krępującego. 


Z czasem przywykłam do odmiennej kultury, do słabych warunków mieszkaniowych oraz języka angielskiego. Z guest contact było najtrudniej, jednak jest to kwestia wyczucia, z jakimi gośćmi ma się do czynienia. Aby podsumować, czego można się obawiać jako początkujący animator?
  •         Szoku kulturowego – różnice kulturowe mogą być zbyt obciążające psychicznie pierwszego dnia
  •         Firmy, którą poznajemy dopiero na miejscu – akurat moja okazała się być fantastyczna, jednakże nie polecam wyjeżdżania na własną rękę
  •         Komunikacji w języku angielskim – potrzeba paru dni, aby oswoić się z akcentem
  •         Klimatu panującego na miejscu – organizm też wymaga czasu na przestawienie się na zupełnie odmienny klimat! Ciężko mi było oddychać tak suchym powietrzem, jednak po powrocie do Polski doszłam do wniosku że ta suchość była zbawieniem i dużo lepiej znoszę +40 stopni w Egipcie niż -5 stopni w Polsce (w krajach Afryki Północnej, niezależnie od temperatury, w ogóle się nie pocisz)
  •       Guest contact - pewność siebie wyrabia się z czasem, ale nie ma takiego wyzwania, któremu byś nie sprostał. :)



To chyba na tyle. Jeżeli jeszcze coś przychodzi wam do głowy, o co chcielibyście zapytać, lub czymś się podzielić, ponownie zachęcam do komentowania. Na razie nie ma nas tu zbyt wiele, ale mam nadzieję, że z czasem blog się rozkręci. Pozdrawiam!

niedziela, 2 marca 2014

O arabskiej życzliwości słów kilka

      Lotnisko w Hurghadzie, godzina trzecia nad ranem. Większość ludzi naokoło to turyści, przeważnie z Rosji, którzy czekają na poranny lot do domu. Kiedy są w towarzystwie, mogą się przespać na zmianę. Z braku innego zajęcia oraz możliwości zażycia krótkiej drzemki, postanawiam poprzechadzać się po niewielu otwartych sklepach strefy duty-free. W pierwszym od razu podbiega do mnie Egipcjanin w roli ochroniarza i zaczyna rozmowę. Skąd jestem, jak mam na imię i czego szukam. Znajome prawda?

      W krajach arabskich, gdzie się nie ruszysz, od razu ktoś chce wiedzieć o tobie więcej i jak najdłużej zatrzymać cię rozmową. W głowie Europejczyka kołacze się myśl „Czego ode mnie chcesz, gdzie jest wyjście?!” i człowiek chce uciekać. Jesteśmy zasypywani kolejnymi pytaniami, towarzysz już przechodzi do części o naszej edukacji wczesnoszkolnej bądź koloru oczu matki naszego szwagra, a my w panice rozglądamy się za kolejnym klientem, który mógłby odwrócić uwagę rozmówcy. Ostatecznie postanawiamy znacząco uśmiechnąć się i pokiwać głową, a następnie prosić o wybaczenie i odejść. Kiedy zmierzamy już w odległym kierunku, za plecami jeszcze słyszymy pytanie o numer telefonu, maila czy Facebooka.
  Początkowo, takie zachowanie wydawało mi się natrętne, a nawet napastliwe. Głęboko w podświadomości zakodowałam sobie, że skoro jestem młodą dziewczyną z Europy, to czego stary Arab może ode mnie chcieć? Jednak im dłużej przebywałam w Egipcie, tym bardziej zdawałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nikt nie chce ode mnie niczego, a moje myśli zakrawały o narcyzm. Przekonałam się, że Egipcjanie mają w sobie wrodzoną ciekawość i życzliwość z tym związaną. Wydaje im się jak najbardziej naturalne, że jeżeli widzą kogoś interesującego na ulicy, to podejdą i zaczną rozmowę, co u nas jest po prostu nie do pomyślenia.

     Podstawowym pytaniem, które usłyszycie wszędzie i zawsze, jest standardowe „How are you?”. Prawda jest taka, że po jakimś czasie nikogo rzeczywiście nie interesuje, jak się macie, co nawet przyznawali moi egipscy koledzy z grupy animacyjnej i psioczyli na konieczność zadawania tego pytania. Nie przeszkodziło im to jednak następnego dnia rano zagadać, jak się czuję, a potem szybko zmienić temat :D. Mimo, iż wszystkich to denerwuje, brak zainteresowania jego samopoczuciem na początku rozmowy, jest wręcz traktowane jako niegrzeczne. Pamiętam jak musiałam dzwonić do szefa naszej grupy i szybko o coś zapytać: kiedy podnosił słuchawkę, mówiłam tylko krótkie „Cześć” i od razu przechodziłam do rzeczy, żeby nie zabierać mu zbytnio czasu. Takie zachowanie spotkało się z wysoką dezaprobatą i naganą z jego strony. Tak więc za każdym następnym razem, gdy dzwoniłam do niego, musiałam na początku odbyć krótką wymianę zdań (how are you? Fine, and you? Fine also), która do rozmowy tak naprawdę nic nie wnosiła, ale pokazywała, jacy to jesteśmy uprzejmi wobec siebie nawzajem.
   Przedstawiciele narodów arabskich zadają też dużo pytań z kategorii: nie wiem co odpowiedzieć, po prostu tak jest i tyle. Kiedy już wiedziałam, że kończę pracę w grudniu, w czasie rozmowy z turystami często o tym wspominałam. Byłam wtedy pełna entuzjazmu, że ponownie zobaczę się z rodziną i przyjaciółmi, a do tego trochę odpocznę po siedmiu miesiącach nieprzerwanej pracy. Mimo tych emocji, ciągle słyszałam pytania pełne zawodu „Dlaczego wracasz do domu?”. Najprostszą odpowiedzią było dla mnie, że przecież nie mogę przez resztę życia nigdy nie opuszczać Egiptu. Co się okazywało? Prowokowałam kolejne pytanie, dlaczego nie. Całkiem serio. Musiałam być bardzo ostrożna, ponieważ nierzadko na moje odpowiedzi turyści reagowali zdziwieniem i zaczynali się głośno zastanawiać, czemu nie lubię ich ojczyzny. Oczywiście, że bardzo lubiłam tam mieszkać, ale jak już wspomniałam: nie mogłam tam zostać na całe życie i ciągle pracować w animacji.

    Najciekawsze w całym zjawisku jest to, że po wymianie paru zdań, od razu stajecie się najlepszymi przyjaciółmi. Uważam, że jest to bardzo miłe, tym bardziej, że Araby potrafią okazywać troskę swoim przyjaciołom. Jeżeli znasz kogoś krótko, a coś ci się stanie, wiedz, że możesz na nich liczyć. Przekonałam się o tym na własnej skórze i to nieraz. Więzi społeczne są dla nich bardzo ważne, czego przykładem może być chociażby wewnętrzna siła narodu podczas zeszłorocznych zamieszek w Egipcie. To, jaką jedność oni wtedy tworzyli, jest ciężkie do opisania. To trzeba było zobaczyć.

  Jak więc zakończyła się historia na lotnisku? Sympatyczną rozmową. Byłam już wtedy po siedmiomiesięcznym pobycie w Egipcie i wracałam do domu. Próbowałam więc trochę mówić po arabsku, co wywołało niemałą atrakcję wśród ochroniarzy i kasjerów. W każdym razie spędziłam parę minut w sympatycznej atmosferze i nikt przy tym nie ucierpiał, a nawet się trochę pośmialiśmy.
Warto być otwartym na zachowania obcych kultur i dać im szansę się poznać. To, co oni mogą odbierać jako nieuprzejmość, my nazywamy ostrożnością i dystansem. To, co dla nas jest napastliwością, dla nich oznacza codzienne zainteresowanie nowymi ludźmi.


     Zachęcam do komentowania i wyrażania swoich opinii. Jestem również ciekawa waszych doświadczeń z kulturą arabską, bądź jakąkolwiek inną. Pozdrawiam!