Witam po przerwie, już z rajskiej wyspy Korfu. Animacja
przebiega tutaj tak intensywnie, że nie miałam nawet pięciu minut, aby przysiąść
i opisać swoje wrażenia. Zapraszam na post pełen zdjęć z wyspy.
Wylot o trzynastej z Katowic we wtorek, na lotnisku byłam
punkt jedenasta. Bardzo przykro to mówić, zwłaszcza na początku posta, ale
jestem bardzo rozczarowana zachowaniem polskich turystów. Wyścigi do check-in
oraz stanie w kolejce tak blisko siebie, że praktycznie się na sobie leży,
wcale nie przyspiesza odprawy. Wręcz zwiększa intensywność pracy pani , która w
kółko prosi o nieprzekraczanie czerwonej linii namalowanej na ziemi około dwa
metry od bramek. Nikt też do tej pory nie prosił mnie o wpychanie się do
kolejki, bo te „bezczelne” rodziny z małymi dziećmi próbują przejść pierwsze!
Koniec dygresji… przejdźmy do tematu. Na lotnisku było niemałe zamieszanie i
muszę uprzedzić przyszłych animatorów, że nikt nie będzie na was czekał z
kartką z imieniem i nazwiskiem :D. Poradziłam sobie w ten sposób, że znalazłam
dwójkę innych animatorów, a następnie dwóch rezydentów z mojej firmy, którzy zajęli
się nami i po trzech godzinach czekania na lotnisku (nie jest to takie
straszne, na jakie wygląda, właściwie to spędziliśmy miło czas razem) każdy z
nas wsiadł do właściwego mu autokaru i udał się do hotelu. Grecja zaskoczyła
mnie krętymi i wąskimi drogami, trudnymi do przebycia dla giganta, jakim jest
autokar. Cały czas miałam wrażenie, że za chwilę przewrócimy jakiś śmietnik czy
skuter stojący na poboczu, w efekcie jednak, niewielki dystans od przydrożnych
drzew i krzewów okazał się zaletą, ponieważ przy głębokim westchnieniu całego
autokaru, kierowca wyciągnął rękę za okno, zerwał parę kwiatków, a następnie
wręczył mi z uśmiechem. W dobrych nastrojach wszyscy wysiedli z autokaru i
udali się do recepcji, gdzie zostałam później zaskoczona tym, że nikt nie
wiedział o moim przyjeździe. Przydzielono mi pokój na jedną noc, a następnie
kazano radzić sobie samej. Znalazłam więc szybko team animacyjny, a to z kolei
dostarczyło kolejnych wrażeń, gdyż okazało się, że wszyscy są Włochami i mówią między
sobą tylko po Włosku! Co prawda, później znalazłam jeszcze dwie Niemki,
jednakże nadal we trójkę liczymy na to, że reszta teamu zmieni swoje zwyczaje i
zaczniemy w grupie rozmawiać po angielsku.
Następnego dnia miałam dużo szczęścia, gdyż znalazłam w
hotelu naszą Grecosową rezydentkę, z którą, jak się okazało, mamy bardzo wiele
wspólnego. Od razu zapisała mnie na wycieczkę i wyjaśniła pokrótce moje
obowiązki w hotelu. Wycieczka? Ale jak
to? Tak, tak, animatorzy jeżdżą na wycieczki, przynajmniej z tego biura :). Na początku mamy
odbyć wszystkie dostępne w ofercie, aby potem opowiadać o nich turystom i
zachęcać ich do zakupu, potem zdarza się nam jeździć, gdy potrzebny jest
animator do zajmowania się dziećmi na statku albo zapewniania rozrywki gościom
znudzonym dwugodzinnym rejsem.
W ramach mojej pierwszej wyprawy udałam się na wyspy Paxos i
Antypaxos. Widoki były zachwycające, starałam się uchwycić je na zdjęciach,
jednak nie oddają one w pełni tego, jak jest tam pięknie! Muszę powiedzieć, że
jeszcze nie widziałam tak krystalicznie czystej wody. Oprócz wspaniałych widoków,
miałam także okazję do poznania załogi statku, którym płynęliśmy. Kapitan
zachęcił mnie nawet do poprowadzenia maszyny. Myśląc, że na ten czas włączyli
autopilota, czy co oni mogą tam mieć, z okrzykiem Viva Albania! skręciłam ster maksymalnie w prawo… oczywiście
okazało się, że zmieniłam znacznie kurs rejsu, na szczęście nie był to problem :D.
Nie mogę doczekać się kolejnej wycieczki!
Co do samej animacji, jak już napisałam na początku posta,
jest ona tutaj bardzo intensywna. Codziennie kończymy o drugiej w nocy,
ponieważ po pracy musimy przećwiczyć układy taneczne do show w przyszłym
tygodniu. Zawsze, kiedy słyszałam o animatorach pracujących do późna, nie
mogłam uwierzyć w to, jak oni potem funkcjonują, jednak teraz myślę, że w
poprzedniej pracy też siedziałam do drugiej, trzeciej, czwartej w nocy, a o
ósmej musiałam już wstać i nie było to wcale takie straszne, po prostu
spędzałam wtedy czas w inny sposób. Pamiętajcie, że człowiek potrzebuje około
siedmiu godzin snu. Jeżeli zaczynacie pracę o dziesiątej rano (a tak przeważnie
jest), to możecie wstać o dziewiątej. Ewentualnie dospać swoje w ciągu dnia. My
wykorzystujemy na to dzień wolny.
Muszę powiedzieć, że bardzo mi się tu podoba i jestem pewna,
że cztery miesiące zlecą szybko, jednak z drugiej strony bardzo tęsknię za domem.
Staram się o tym nie myśleć, bo wiem, że kiedy wkrótce się tutaj zaklimatyzuję,
czas upłynie jak z bicza strzelił :D. Tą optymistyczną myślą kończę dzisiejszego
posta i pozdrawiam was ciepło, do usłyszenia!